Świadectwa

Świadectwa

Jak to było z moim powołaniem?

Nazywam Się Radosław. Mam 25 lat. Moja historia powołania jest dość nietypowa, dlatego postanowiłem podzielić się nią z wami. Mam nadzieję, że umocni każdego, który to przeczyta.

Moja historia z Kościołem wyglądała w życiu różnie. Nie byłem zbyt blisko Boga. Po pierwszej Komunii Świętej przestałem chodzić do kościoła. Czasami zdarzało się, że coś mnie tam ciągnęło i kilka razy w roku, przeważnie podczas świąt zdarzało mi się wstąpić na Mszę Świętą. Miałem kilka epizodów, w których dostrzegam z perspektywy czasu jak Bóg pragnął przybliżyć mnie do siebie. Jednakże za każdym razem coś mnie odciągało. Przełomowym momentem okazał się rok 2013. Kolega zaproponował mi rekolekcje „Nowe Życie” odbywające się w Czarnej Białostockiej. Był to czas, gdy rozstałem się z dziewczyną i przeżywałem trudne chwile w życiu. Zdesperowany zgodziłem się na nie. Trwały one zaledwie weekend. Wróciłem po nich kompletnie odmieniony. Z chłopaka, który przed wyjazdem non stop imprezował, był agresywny, zagubiony, nieszczęśliwy, przyjechałem uśmiechnięty krzycząc do wszystkich, że Jezus żyje. Jeżeli ktoś jest zainteresowany relacją z tych rekolekcji, można obejrzeć moje świadectwo na Youtube: „Radek – Tożsamość”. Po tych rekolekcjach na pół roku znowu oddaliłem się od Kościoła. Jednakże ciągłe poczucie pustki i pamięć o tej Miłości Bożej, którą poczułem całym sobą nie dawała mi spokoju. Dlatego też od 2014 roku do teraz systematycznie chodzę do kościoła, modlę się i korzystam z Sakramentów. Po długim wstępie przejdę do historii mego powołania.

Był maj, rok 2016. Dzień bardzo słoneczny. Było wręcz parno. Pierwsza Komunia Święta mojej siostry ciotecznej. Popełniłem kolejny błąd w moim życiu - dzień wcześniej spotkałem się ze znajomymi i mocno imprezowałem, dlatego też stan mojego samopoczucia nie był zbyt dobry. Na podwórku temperatura ponad 30 stopni, dlatego poprosiłem moją mamę, abyśmy weszli do środka kościoła, gdyż tam było chłodniej. Bardzo wstydziłem się mojego stanu. Byłem zdenerwowany na siebie, że dzień wcześniej nie powstrzymałem się od spożywania alkoholu. Jednakże było już za późno. Czułem się tak źle, że chciałem po prostu „przetrwać” tę Mszę Świętą. Kościół pełen ludzi. Zaczyna się pierwsza pieśń. Nie chciałem śpiewać, gdyż wiedziałem, że zapewne z moich ust czuć nieprzyjemny odór. Jednakże coś w środku ruszyło mnie, abym śpiewał. Patrzyłem na tekst znajdujący się na ekranie, śpiewałem i czułem coś dziwnego. Wypowiadając każde słowo miałem świadomość, że to wszystko jest Prawdą. Czułem, jakbym dopiero teraz zrozumiał, że to wszystko w co wierzymy jest Prawdziwe. Moje usta, serce, całe ciało uwielbiało Boga w tym śpiewie. Jednocześnie czułem ogromny żal za grzechy, które popełniłem. Pierwszy raz w życiu i do tej pory jedyny czułem w sobie aż tak ogromną pokorę. Nie wiedziałem co się dzieje, ale wiedziałem, że coś wyjątkowego. Podczas każdej części Mszy Świętej czułem się, jakby Bóg na nowo objawiał mi i objaśniał co się teraz dzieje i co to wszystko oznacza. Stan „kaca” minął, a ja czułem taką obecność Boga, której nie potrafię wyrazić słowami. Gdy był moment przeistoczenia na Ołtarzu, widziałem kilka osób, które nie uklękły. Przepraszałem z ogromną pokorą Boga za nie, gdyż nie miały pojęcia jak wielkie rzeczy dzieją się teraz. Miałem świadomość, że jest tam żywy Bóg. Gdy przyszedł czas Komunii Świętej, nie chciałem przyjąć Pana Jezusa, bo czułem się niegodny. Jednakże wtedy w mojej głowie pojawiły się słowa: „Przyjmij mnie w takim stanie, bo chcę Ci ukazać, że takiego Ciebie również kocham”. Nie opierałem się i przyjąłem Pana Jezusa do swojego serca. Zadałem wtedy pytania: „Boże co się dzieje? Co ja teraz przeżywam? Skąd tak wielka Łaska dla mnie, grzesznego człowieka? Co to ma znaczyć”? Mój wzrok padł na prezbitera i w głowie pojawiła się myśl: „Chcę abyś mi służył”. Nic więcej nie potrzebowałem, bo wiedziałem, że jest to zaproszenie do służby w kapłaństwie. Przez pewien czas a może i nawet miesiąc chodziłem tak zszokowany tym wydarzeniem, że nie wiedziałem co począć z sobą. Jednakże wiedziałem, że chcę pójść tą drogą. Byłem na pierwszym roku studiów, dlatego też postanowiłem, że dokończę licencjat i wtedy wstąpię do seminarium. Po jakimś czasie, mniej więcej roku, zaczęły nachodzić mnie myśli, że to wszystko było nieprawdziwe i sam zmyśliłem to sobie. Jednakże wydarzyła się kolejna niesamowita sytuacja. Była niedziela, jak zwykle poszedłem na Mszę Świętą do swojej parafii. Zawsze stałem z tyłu i modliłem się po Mszy, gdy ludzie wychodzili z kościoła. Tej pewnej niedzieli, gdy wyszedłem po wszystkich z kościoła, podeszła do mnie jakaś pani. Jak się okazuje, również z mojej parafii. I mówi do mnie tak: „Słuchaj, nie znam Ciebie i jest mi głupio, że tak Ciebie zaczepiam. Możesz uznać, że to co gadam to głupoty, ale wiem, że muszę Ci to powiedzieć. Od pewnego czasu, gdy wracam po przyjęciu Pana Jezusa i tak patrzę na Ciebie jak się modlisz to słyszę pewne słowa. Wstydziłam się je powiedzieć i mówiłam Boże, jak chcesz abym to powiedziała to daj mi siły. Dlatego też mówię to teraz. Za każdym razem patrząc na Ciebie słyszę słowa: ”. Uśmiechnąłem się szeroko i powiedziałem, że nic nie szkodzi. W sercu jednak wiedziałem, jak wielki kolejny znak daje mi Bóg, aby mnie uświadomić po raz kolejny do jakiej drogi mnie zaprasza. Miałem potem również wiele trudnych chwil, jednakże zawsze pamiętam o tych momentach i o tym jak wielkie cuda Bóg czyni w moim życiu. Jestem na pierwszym roku w seminarium i nie żałuje tego. Wiem, że droga ta nie jest łatwa, ale z Bogiem nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego też nie mogę doczekać się przygody, która mnie czeka i zapraszam do niej również Ciebie, bracie! 

kwiecień 2020 r.

Radosław

     

Historia mojego powołania…

Na początku krótko się przedstawię. Jestem Michał mam 23 lata. Pochodzę z małej wsi, gdzie wychowywałem się w rodzinie katolickiej. Skończyłem Technikum Budowano- Geodezyjne. Potem na dwa lata wyjechałem do pracy w Belgi, gdzie również zaocznie studiowałem. Na dzień dzisiejszy kończę pierwszy rok w Archidiecezjalnym Wyższym Seminarium Duchownym w Białymstoku.

Przez większość życia moim planem samorealizacji było zrobienie kariery zawodowej, wysokie zarobki i ładna dziewczyna, czyli wymarzone życie bez problemów. O zostaniu księdzem pomyślałem będąc w gimnazjum podczas rekolekcji powołaniowych Księży Werbistów.

Potem gdy skończyłem gimnazjum, zacząłem fascynować się urokami tego świata i myśl o kapłaństwie odeszła. Przez cały okres szkoły średniej kształciłem się z myślą, iż zostanę geodetą. Dla relaksu bawiliśmy czasami się w niektóre weekendy z grupką przyjaciół w klubach.

W trakcie szkoły poznałem dziewczynę, wszystko więc było dobrze do momentu, kiedy było trzeba zadecydować, co dalej po szkole średniej. Nie miałem pomysłu, a chciałem robić coś, co będzie mnie pasjonowało. Wyjechałem więc do Belgii. Zacząłem tam pracować. Znalazłem pracę w tamtejszej firmie. Miałem świetne warunki do poznawania innych kultur, narodowości, oraz jak na młodego chłopaka zarabiałem, dużo pieniędzy. Po drodze zacząłem studiować zaocznie w Brukseli, a więc wszystko w miarę szło po mojej myśli.

Wygląda to pięknie, ale w środku czułem, że coś nie gra, że to - jak sobie układam życie - nie daje mi spełnienia. Dziwiłem się, bo miałem dużo z tego co chciałem. Jednak czułem, że to nie moje miejsce. Borykałem się też z osobistymi problemami, pustką itp. Zacząłem szukać czegoś co wypełni tą przestrzeń. Chociaż chodziłem w każdą niedzielę do kościoła i modliłem się codziennie, to z dzisiejszej perspektywy stwierdzam, że Bóg nie był na pierwszym miejscu. Wtedy to uczucie pustki wzmogło się do tego stopnia, że postanowiłem coś zmienić w swoim życiu, znaleźć jakieś lekarstwo na to uczucie.

Pewnego dnia z pomocą przyszły mi konferencje ks. Piotra Glasa i ks. Piotra Pawlukiewicza. Byłem zafascynowany tym, że księża opowiadają o dzisiejszych problemach młodych ludzi i dają recepty na nie w oparciu o Słowo Boże. Najlepsze było to, iż sprawiali wrażenie, że żyją tym co mówią. Strasznie się tym zafascynowałem. Zacząłem czytać Pismo Święte i inne książki katolickie, żeby sprawdzić czy rzeczywiste Bóg załatwi te najgłębsze pragnienia. Podjąłem bardziej szczegółową pracę nad sobą, swoim sposobie bycia, myślenia i modliłem się więcej niż zwykle. Byłem zaskoczony bo w tych praktykach odnalazłem spokój wewnętrzny i wtedy zrodziła sie myśl żeby pójść do seminarium i tak być blisko Boga, żeby pomagać innym przez pryzmat Słowa Bożego. Myślałem jednak, że to są moje wymysły i nie chciałem zrezygnować ze swoich planów założenia rodziny. Myśl ta jednak powracała codziennie i nie dawała mi spokoju. Walczyłem z tą decyzją. Postanowiłem więc poczekać kilka miesięcy przed podjęciem decyzji wstąpienia do seminarium i upewnić się na tyle, na ile jest to możliwe, co do słuszności wyboru tej drogi życia. Nic nie zmieniało się przez kilka miesięcy, więc postanowiłem wstąpić do seminarium. Decyzja ta była zaskoczeniem dla mojej rodziny, a szokiem dla znajomych.

Z perspektywy roku nie żałuję tej decyzji, moja relacja z Bogiem staje się ciągle żywsza, pustka i niepokój znikły. Reasumując, dziś czuje się tak jakbym realizował swoje powołanie życiowe.

maj 2014 r.

Michał